W mieście stołecznym Warszawie
Witold marzył o wystawie
Myśl mu się po głowie błąka
Jak pokazać tu koziołka
Eksponatów zebrał furę
Ciągle wznosił oczy w górę
I wciąż modlił się do nieba
Aby wyszło tak jak trzeba
Starał się tak przez dwa lata
Nie spał, nie jadł, schudł do reszty
I proroków ciągle pytał
Co by można zrobić jeszcze
Tak więc Witold z piękną Anią
Nad problemem kozła stanął
I tak razem się starają
Ekspozycję omawiają
Już szykują tam gabloty
Układają bibeloty
Eksponaty umieszczają
Na otwarcie zapraszają
Wreszcie nadszedł grudzień trzeci
Do muzeum przyszły dzieci
I witają się z Matołkiem
Bardzo starym już koziołkiem
W prasie w radiu w internecie
O wystawie wieść się niesie
Że nasz Witold Boże drogi
Kuty Tchórz na cztery nogi
S.A. Grabowski 12-12 2012
sobota, 29 grudnia 2012
poniedziałek, 17 grudnia 2012
poniedziałek, 10 grudnia 2012
niedziela, 9 grudnia 2012
Dla Witka
Na Grójeckiej raz ulicy,
Witold kota wiódł na smyczy.
Kotek miauczał, podskakiwał,
Do przechodniów łapką kiwał.
Mówi: wziąłem swego Pana
Aby się przewietrzył z rana.
A gdy przyjdzie mi myśl taka,
Pójdę do Hali Banacha.
Tam mu powiem: kup mój Panie,
Dla mnie mięsko na śniadanie,
Chrupki i świeżutkie mleko.
To od domu nie daleko.
Będę za to Cię szanował,
Jeszcze mocniej wciąż miłował.
Będę Ci wieczorem mruczał,
I nie będę już dokuczał...
St. A. Grabowski 15-02-2012
PORANEK WITOLDA
A nasz Witold Pan nad Pany
Wypił z rana litr śmietany
Połknął chleba cztery kromki
I niewielkie trzy poziomki
Bowiem słyszał od rodziny
-Zjadać trzeba witaminy-
Wszystko zagryzł papierosem
I podrapał się pod nosem
Włożył jeszcze okulary
I skarpetki nie do pary
Marynarkę oraz czapkę
I uścisnął kotu łapkę
Wyszedł z domu na przystanek
Słońce świeci -był poranek-
Do tramwaju wsiada szybko
I podziwia świat za szybką
Gdy dojechał na bazarek
Szybko kupił rzeczy parę
Jabłka, śliwki oraz gruszki
Mały słownik chińsko- ruski
Dwa korkowce, trzy balony
Oraz z golfem kalesony
Kupił jeszcze dżem z pokrzywy
I do domu mknie szczęśliwy.
Witold kota wiódł na smyczy.
Kotek miauczał, podskakiwał,
Do przechodniów łapką kiwał.
Mówi: wziąłem swego Pana
Aby się przewietrzył z rana.
A gdy przyjdzie mi myśl taka,
Pójdę do Hali Banacha.
Tam mu powiem: kup mój Panie,
Dla mnie mięsko na śniadanie,
Chrupki i świeżutkie mleko.
To od domu nie daleko.
Będę za to Cię szanował,
Jeszcze mocniej wciąż miłował.
Będę Ci wieczorem mruczał,
I nie będę już dokuczał...
St. A. Grabowski 15-02-2012
PORANEK WITOLDA
A nasz Witold Pan nad Pany
Wypił z rana litr śmietany
Połknął chleba cztery kromki
I niewielkie trzy poziomki
Bowiem słyszał od rodziny
-Zjadać trzeba witaminy-
Wszystko zagryzł papierosem
I podrapał się pod nosem
Włożył jeszcze okulary
I skarpetki nie do pary
Marynarkę oraz czapkę
I uścisnął kotu łapkę
Wyszedł z domu na przystanek
Słońce świeci -był poranek-
Do tramwaju wsiada szybko
I podziwia świat za szybką
Gdy dojechał na bazarek
Szybko kupił rzeczy parę
Jabłka, śliwki oraz gruszki
Mały słownik chińsko- ruski
Dwa korkowce, trzy balony
Oraz z golfem kalesony
Kupił jeszcze dżem z pokrzywy
I do domu mknie szczęśliwy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)